niedziela, 14 grudnia 2014

(K)night Ride


Tatry mają w sobie coś takiego, że człowieka czasami aż zatyka. W zimowej scenerii można poczuć się jak w bajce. Śnieg  dodatkowo wygłusza otoczenie, przez co cisza jest tak przeszywająca, że bicie własnego serca przypomina walenie w wielki bęben. Gdy dodamy do tego noc otrzymujemy całkiem niezłą mieszankę. Jeszcze rok temu nie odważyłbym się sam wyjść w nocy do lasu a co dopiero mówić o górach, o Tatrach! Po części to zasługa nowej lampki od chińczyka, która zapodaje takie światło, że człowiek czuję się jakieś 40 razy bezpieczniej. Co nie zmienia faktu, że jestem sam, w lesie, jest ciemno, cicho, pusto.. Na swój pierwszy raz wybrałem dobrą porę bo śnieg zapewnia dobry kontrast i jest trochę jaśniej, niż gdy go nie ma. Boję się, pewnie że się boję. Najbardziej chyba zwierząt. Najbardziej niedźwiedzia. I wilków. Ale zawsze sobie mówię, przecież pewnie mają swoje ścieżki a i ze mnie miałyby marną kolację ;)

Przy okazji ostatniej wycieczki postanowiłem nieco nagiąć obowiązujące w Tatrach zasady i pojechałem rowerem pod Czarny Staw Gąsienicowy. Ścieżka super, obfitująca w genialne widoki i zapewniająca dużo wrażeń jeśli chodzi o samą jazdę – wąsko i technicznie, z jednym tylko podejściem przy końcu. Spotkałem ~10 osób. Reakcje skrajnie różne. Pierwszy z panów ostro mnie zganił, że nie wolno, że nie wolno i że nie wolno. Później już przy Stawie spotkałem czterech lokalesów w średnim wieku. Pierwszy po podejściu do mnie powiedział: ‘Mamy cię opierdolić’ Hehe, to ten poprzedni już zdążył się pochwalić napotkanym rowerzystą. Drugi przywitał się ze mną jakbyśmy się znali dobre czternaście lat. Powiedział, że oni popierają, że luz, że ogólnie szacun za rower i to miejsce. Raźniej mi się zrobiło. Oczywiście liczyłem się z tym, że spotkam straż parku, albo że ten pierwszy napotkany doniesie komu trzeba i będą na mnie czekali na dole. Ale… pomyślałem wuj z tym. Ostatecznie podjąłem decyzję sam, w pełni liczyłem się z konsekwencjami i uznałem, że dam radę nie narażając ani siebie ani innych na niebezpieczeństwo. Czy było warto? Pytanie retoryczne. Stojąc tam nad tym stawem z rowerem, w otoczeniu takich sław jak Zawrat czy Kościelec nawet mandat 500pln wydawał mi się jakąś błahostką.

Swoją drogą zakaz pedałowania po Tatrach, tak samo jak po większości Bieszczad, uważam za mocno krzywdzący rowerzystów. Chociaż… z drugiej strony w Tatrach w sezonie przewijają się takie tłumy, że może faktycznie nie byłoby miejsca jeszcze dla rowera. Nie przemawia do mnie za to argument o niszczeniu szlaków. Chmara turystów i np. biegaczy przy okazji Biegu Rzeźnika czy Ultra Granią Tatr sieją przecież duużo większe spustoszenie, niż rower. Zawsze jednak pozostaje noc i chińska lampka ;)

Po kliknięciu w odnośnik ‘gale-ryja’ ukaże się przed wami paręnaście ujęć z ostatnich dwóch nocno-dziennych wypadów. Pierwszy na Rysiankę, drugi w Tatry. Zapraszam do rzucenia gałką oczną.



                                                                 gale-ryja



piątek, 29 sierpnia 2014

Mały Szlak Beskidzki

Mały Szlak Beskidzki. Szlak o długości 137km, wiodący przez pasma, które omija swym biegiem Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy górski szlak w Polszcze (~500km). Oto garść informacji, które można znaleźć na popularnej encyklopedii na W. Na papierze szlak stosunkowo łatwy i przyjemny, wiodący przez góry, które raptem raz wznoszą się ponad marne 1000m.n.p.m. Teoria to jedno a praktyka to drugie. Beskid Wyspowy potrafi dać mocno w kostkę, nie przez przypadek zwą go Beskidem Wypychowym. Również jeśli chodzi o zjazdy takie klasyki jak czarny szlak ze Szczebla czy czerwony z Lubonia i Lubogoszcza swoją trudnością mogą zaskoczyć niejednego wyjadacza. Zapowiadało się zatem na całkiem ciekawą jazdę. Jedyną niewiadomą stanowiła forma, jakoś tak mniej roweru w górach w tym roku a na dodatek ledwo wstałem z łóżka po przebytej ospie. Czasu jednak miałem dość, a jak się okazało, nogi nie zapomniały jak naciskać na pedały a i rower jakoś tak rwał się do jazdy... Jak się jechało i czy się dojechać do mety udało, o tym do zobaczenia i przeczytania w galeriance.



                                                                           
                                                                      Część 1
                                                                      Część 2



wtorek, 15 kwietnia 2014

Bieg Dzika

Panewnicki Dziki Bieg leci już pono czwarty rok (logo zeszłoroczne), ale dowiedziałem się o nim dopieróg niedawno. O starcie niby myślałem, ale nie nazbyt itensywnie. Bo nie biegam, bo nie wiem czy mi się chce itd. No i jak to często bywa okazja nadeszła sama i to zupełnie z tak zwanego nienacka. W niedzielę o 10:20 dowiaduję się, że o 11 akurat biegną i że startuje mój brat Jaca. Zupełnie nieprzygotowany, na wpół głodny (śniadanie w formie ciasta i mleka o 7:30) dzwonię doń i mówię, żeby mnie zapisał. Nie można słyszę, trzeba złożyć własnoręczy podpis. Do której zapisy? do 10:50. Byłem na miejscu o 10:46...
Bieg Dzika bierze swoją nazwę od dzików, któych w okolicy mamy pod dostatkiem, żeby nie powiedzieć aż nadto. Składa się z pętli o długości 4882m. Max. to 4 pętle, czyli niecałe 20km. Jako że mój ostatni bieg miał miejsce w lipcu zeszłego roku  nastawiałem się na dystans dwóch pętli, czyli ~10km. Koniec końców przebiegłem cały dystans (czas 1:55:36sec.) co uznaję za duży sukces, szczególnie że biegłem właściwie z marszu, bez rozgrzewki i po słabym śniadaniu. Jeśli chodzi o wydolność to pełen luz, ale z nogami już tak kolorowo nie jest. Pisząc ten elaborat moje ciało jest sztywne jak u nieboszczyka. Zawinił na pewno brak rozgrzewki, ogólny brak rozbiegania i być może zły dobór butów. Mimo to przebiegnięcie 20kaemów musi cieszyć i już się nastawiam na edycję majową. Trenować nie zamierzam bo bieganie codzienne mnie nudzi, ale raz w tygodniu 10km nie zaszkodzi. Taki comiesięczny 'Dziki Bieg' będzie dobrym przetarciem przed bieszczadzkim Biegiem Rzeźnika, ale to dopiero za rok. Później już tylko UTMB... ;)

Jeszcze słów kilka o samych zawodach. Na prawdę nie ma się do czego przyczepić. Wszystko bardzo sprawnie zorganizowane, po każdym okrążeniu świeży bufet z herbą, izotonikami i wodą, po biegu kiełba, bigos i soczek. Frekwencja znakomita, około 500 ludzi postanowiło ruszyć zwłoki sprzed TV. Dzień później wszystko ładnie posprzątane. Także tego, pozdrawiam i polecam, Żanet Saletra. Bieg Dzika




(zdjęcia: facebook)






środa, 26 marca 2014

Bacowanie

Bacowanie. Innymi słowy spanie w bacówce. Bez prądu i bieżącej wody. Ogrzewanie naturalne, drewno i ogień. Wersja hard to bacowanie zimą (zdjęcie obok M.Skowroński). Bez śpiwora z komfortem -20 nie polecane a wręcz srogo odradzane. Rekord temperatury zimą to -28°C. W takich warunkach śpi się na zmianę, co dwie godziny budzi się osoba i dorzuca do kominka, proceder trwa całą noc. Ależ się wtedy marzy o swoim domowym, ciepłym łóżeczku. A będąc już w tym domowym łóżeczku marzy się o bacówce, kominku i śpiworze, takie to ludzkie niezdecydowanie. Może to brzmieć trochę groźnie, ale w rzeczywistości to po prostu kupa frajdy. Nanieść drewna, rozpalić ogień, posiedzieć na łące pośrodku niczego. W galerii parę zdjęć z ostatniego bacowania. Średnio dało się z tego zrobić jakąś porządną relację. Wszystko przez to, że zapomniałem naładować baterię z aparatu przez co oszczędzałem energię na widoczki. Jeśli łaska to zapraszam do rzucenia gałką oczną. Widoczność dopisała jak rzadko, starałem się wyciągnąć z aparatu wszystko co się dało żeby to uchwycić. Wyszło nienajgorzej jak na aparacik kompaktowy, ale wierzcie mi na słowo, na żywo było lepiej ;)



                                                               CliQUE



poniedziałek, 17 marca 2014

Pierwsze krótkie spodenki w 2014 roku

Dawno mnie tu nie było, co nie znaczy, że się obijałem rowerowo/outdoorowo. Co tu dużo pisać, nie miałem weny do wrzucenia czegoś nowego. Ale w końcu się zawziąłem, bo taka dokumentacja poczynań ma sens jak się spojrzy wstecz. Fajnie jest zobaczyć po dłuższym czy krótszym czasie co też się robiło i co się pozmieniało. A zobaczyć to za powiedzmy 10 lat to będzie dopiero czad. Zatem jest kolejny wpis, rowerowy, czyly najczęstszy. Zimy jak nie było tak nie ma, trudno powiedzieć, żeby mnie to bolało. Nie boli. Nic a nic. Pogoda ostatnio była wprost idealna na rower - nie za ciepło, nie za zimno, słonecznie i bez wiatru. Jedyne do czego można by się przyczepić to widoczki, a raczej ich brak. Trudno się jednak dziwić, skoro deszcz nie padał od dobrych paru(nastu) tygodni. No ale ostatecznie bez widoczków też może być fajnie a poza tym to jakieś były, nie najlepsze, ale były. No więc wziąłem i pojechałem. Wysiadka klasycznie już w BB Le'szczyny a za cel obrałem Skrzyczne. Bateria w liczniku padła była, więc ile przejechałem nie wiem, ale na około 45km. Dosyć tego smędzenia, co nieco do zobaczenia w galerii.



                                                                   CLIQUE



piątek, 10 stycznia 2014

Bielsko-Biała - Ustroń

Trasa jechana w 2012 roku, jeszcze na starym rowerze. Teraz przyszedł czas na powtórkę, zimy jak nie było tak nie ma, więc w górach coraz mniej śniegu. Trasa wiodła z BB-Leszczyny do Ustronia Zdrój, przez Szyndzielnię, Klimczok, Salmopol, Trzy Kopce Wiślańskie i Równicę. Ogółem około 45km jazdy. Nie licząc krótkiej dojazdówki z dworca PKP, asfaltu na tej trasie nie zaznasz. W galerii opis i zdjęcia z przelotu BB-Ustroń 2014.


                       Zajrzyj jeśli łaska




TRP DIST: 43,38km; AVG SPEED: 8.52km/h; TIME: 7.15h; MAX SPEED: 54.6km/h


Poświąteczny Beskid Mały

Zima jaka jest każdy widzi. Nie wnikając za bardzo jak i dlaczego tak się sprawy majo, spakowałem plecak, dosiadłem aluminiowego rumaka i ruszyłem w B.Mały. Ma on tą niewątpliwą zaletę, że jest blisko i nisko, więc śnieg szybciej schodzi. Nie ma co wybrzydzać, rower na przełomie grudnia i stycznia to nie codzienność (no chyba że od teraz tak już będzie?). W galerii trochę zdjęć z wypadu.


                             Zajrzyj




TRP DIST: 36.12km; AVG SPEED: 10.08km/h; TIME: 6.35h; MAX SPEED: 43.4km/h